"To było miasto krów, wyobraź sobie drzwi saloonów, zakurzone ulice i wyobraź sobie zapach, chłopcze, zapach, na szczęście dziś jest trochę schludniej".
Ray Sarracino z Lee County Visitor & Convention Bureau oprowadza mnie po centrum Fort Myers, spokojnym, pastelowym centrum miasta położonym nad rzeką Caloosahatchee, gigantyczną drogą wodną, która wpada do Zatoki Meksykańskiej - lub Zatoki Amerykańskiej, w zależności od przekonań politycznych, od niedawnego zarządzenia prezydenta Trumpa o zmianie jej nazwy.
Spacerując po wysadzanych palmami ulicach, uderza mnie brak dużych sieciówek, z wyjątkiem dziwnej słynnej kawiarni. Ulice są pełne niezależnych restauracji i barów, dalekich od stereotypów korporacyjnej Ameryki.
Wzdłuż głównej ulicy, dziedzictwo miasta stoi wysoko, ze starym budynkiem banku po jednej stronie, a następnie sztuczną klasyczną wielkością starej poczty, gigantycznym budynkiem z filarami, który jest obecnie centrum sztuki.
Na tym końcu miasta znajdował się wcześniej fort zbudowany przez wojsko amerykańskie w 1850 roku w celu ochrony przed Indianami Seminole podczas jednego z najdłuższych i najbardziej śmiercionośnych konfliktów w historii Ameryki.
Ray zabiera mnie do jednego z najnowszych przedsięwzięć w mieście, browaru rzemieślniczego Swamp Cat. Został on niedawno otwarty w nieużywanym kościele dzięki entuzjazmowi byłego oficera marynarki wojennej Chrisa Gutierreza.
Popijając kufel swojego najpopularniejszego piwa, Sun Coast West Coast IPA, Chris mówi mi: "Zacząłem warzyć własne piwo i uzależniłem się.
"Zaczęliśmy na małą skalę, ale mam nadzieję, że zaczniemy zaopatrywać inne bary, potem inne miasta, a potem być może cały kraj, ale skupimy się na tym, na czym znamy się najlepiej - na piwie".
Później, po wycieczce w dół rozległej rzeki z Off The Leash Charters, zatrzymujemy się w nadbrzeżnej restauracji Oxbow na kolację z lokalnymi ostrygami i sałatką z krewetek. Następnie udajemy się na koktajl do Beacon Social Drinkery, baru na dachu hotelu Luminary, gdzie oglądamy złote słońce zachodzące obok jednego z rozległych mostów przecinających rzekę.
Hotel poświęcony jest wybitnym postaciom w historii Fort Myers, a na śniadanie udaję się do Ella Mae's Diner, który został nazwany na cześć XIX-wiecznej filantropki, która zarobiła pieniądze, prowadząc firmę butelkującą.
Gdy proszę o naleśniki bananowe, kelnerka sugeruje, bym wziął tylko jeden ze względu na wielkość porcji. Kiedy przybywa, wypełniając cały talerz, cieszę się, że posłuchałem jej rady.
Kredyty: PA;
Sanibel i Captiva
Odpowiednio najedzony, udaję się na Sanibel i Captiva, parę wysp otoczonych białymi piaszczystymi plażami i rozrzuconymi pięknymi muszlami - dzięki czemu Sanibel zyskał tytuł światowej stolicy muszli, którą świętuje Narodowe Muzeum Muszli.
Wkrótce uczę się odróżniać wydłużoną muszlę piorunową od bardziej kolczastej florydzkiej muszli bojowej, a następnie nieśmiało zanurzam rękę w wodzie rzędu zbiorników, aby pogłaskać pokrytą mchem muszlę - w najdziwniejszym zoo, jakie kiedykolwiek spotkałem.
Przed lunchem mam jeszcze jedną okazję, by zbliżyć się do natury, biorąc udział w wycieczce kajakiem po namorzynach z moim niezwykle kompetentnym przewodnikiem Bradenem Woodem z Adventure Sea Kayak Tours z siedzibą w 'Tween Waters Inn na Captivie.
Wypływam z brzegu na łagodną wodę przystani, a Braden woła: "Czy są tam manaty?".
Niestety nie widzę żadnego z tych rozkosznych krów morskich, które uwielbiają kręcić się po promenadach i ciepłych wodach wybrzeża Florydy. Ale zaledwie kilkaset metrów później dostrzegam zryw wody z wnętrza prywatnego portu.
Wiosłuję tak daleko, jak tylko mogę, i dostrzegam pysk wynurzający się na powietrze, zanim ponownie zniknie, gdy Braden wyjaśnia, że manat, który zjada jedną dziesiątą masy ciała w trawie morskiej każdego dnia, może pozostać pod wodą przez 20 minut na jednym oddechu.
Podążam za Bradenem, gdy podjeżdża do odcinka splątanych gałęzi namorzynów. Sięga do wody i wyciąga konchę wielkości piłki do rugby, po czym wyjaśnia mi, że odwiedzający mogą zabrać do domu każdą muszlę, o ile nie ma w niej żywego małża.
Po umyciu i potrząśnięciu muszlą wydaje się być przekonany, że jest ona pusta, ale gdy mi ją podaje, dostrzegam pazur małego kraba, który stopniowo nabiera odwagi i pokazuje się, zanim nagle wskoczy do wody.
Powrót do przystani jest nieco trudnym zadaniem pod prąd, ale zostaje nagrodzony szansą zjedzenia kolacji z Tonym Lapi, 78-letnim, towarzyskim właścicielem 'Tween Waters Inn.
Kredyty: PA;
Huragan Ian
Opisuje, jak cały obszar wciąż odbudowuje się po huraganie Ian, sztormie kategorii czwartej, który miał miejsce we wrześniu 2022 roku, pozostawiając Fort Myers i wyspy całkowicie zniszczone, z wieloma hotelami, domami i firmami wciąż w trakcie odbudowy i ponownego otwarcia.
Mówi: "Jestem tu od 50 lat i sztorm za sztormem uderzał w nas, ale podnosimy się i idziemy dalej, ponieważ tak bardzo to kochamy".
Następnego ranka Ray ponownie dołącza do mnie na rejs na Cabbage Key, małą wyspę, którą rodzina Rinehart kupiła i uczyniła swoim "wyspiarskim marzeniem" w 1936 roku.
Gdy wyruszamy w kolejny bezchmurny, błękitny poranek, Ray mówi do mnie: "Patrzysz na 300 pięknych słonecznych dni w roku, dlatego ludzie tu przyjeżdżają: jest słonecznie, rześko, pięknie".
W połowie podróży z górnego pokładu rozlegają się okrzyki ekscytacji, a kapitan ogłasza, że dołączył do nas stado delfinów. Podbiegam do burty, gdy widzę, jak jeden z atlantyckich delfinów butlonosych wylatuje w powietrze, wykonując ekstrawagancki obrót.
Docieramy na wyspę z kilkoma bielonymi drewnianymi budynkami, nad którymi góruje wieża ciśnień, i udajemy się do Dollar Bill Bar, który zyskał swoją nazwę dzięki tysiącom banknotów przyklejonych taśmą do sufitu, ścian i filarów.
Ray wyjaśnia, że tradycja zaczęła się od rybaków, którzy przyklejali dolara ze swoim imieniem, gdy mieli dobry połów, aby mogli zapłacić za drinka, gdy wpadli w ciężkie czasy.
Dodaje: "Teraz to po prostu największy przekręt w mieście - żartuję".
Po naszej podróży powrotnej, której szczęśliwie po raz kolejny towarzyszą delfiny, udaję się do Sundial Beach Resort, który ma bloki mieszkalne oparte na głównym budynku hotelowym z basenami, kortami do gry w pikle i kortami tenisowymi.
Kredyty: PA;
Przed ośrodkiem znajduje się kilometrowy odcinek białej piaszczystej plaży, która przyciąga nie tylko turystów, ale także żółwie loggerhead, które co roku wracają, aby złożyć jaja.
Wybierając się na poranny spacer, przyglądam się jednemu z ogrodzeń ustawionych przez personel ośrodka w celu ochrony miejsc lęgowych i dostrzegam szlaki, po których żółw wędrował do morza.
Gdy udaję się do ciepłej, spokojnej wody, aby zanurzyć się pod idealnym błękitnym niebem, staje się dla mnie jasne, dlaczego żółwie wracają co roku - sam mógłbym się skusić.